sobota, 3 maja 2014

ZAMIEŃ CHEMIĘ NA JEDZENIE


Jakiś czas temu pisałam o tym, że warto sięgać po kosmetyki czytając ich etykiety. Tak samo ważne, można by powiedzieć, że nawet ważniejsze powinno być pilnowanie tego, co jemy. Pamiętaj: jesteś tym, co jesz! ;-)

Dziś kilka słów o widocznej na zdjęciu książce i jej wpływie na mój jadłospis. ZAMIEŃ CHEMIĘ NA JEDZENIE - to lekcja Julity Bator o tym, jak ograniczyć chemię spożywczą w naszym życiu do minimum.



Książka to bardzo precyzyjnie rozpisany poradnik, jak stworzyć zamienniki do tego, co spotkamy w supermarketach.  Autorka jest mamą trójki dzieci, które z początku były bardzo chorowite. Szukając genezy problemu, zaczęła wprowadzać w życie swojej rodziny spore zmiany w żywieniu, które okazały się być zbawienne. Dzieci są zdecydowanie zdrowsze, a ona do dziś już sama piecze chleb, tworzy własny keczup, czy majonez. W książce dzieli się w swoim doświadczeniem nie tylko przedstawiając swoje przepisy, ale pisząc przy tym sporo o tym, czego powinniśmy unikać, i jaki może mieć to na nas wpływ. 


Choć w większości kwestii nie sposób się z autorką nie zgodzić, kiedy za każdym razem bardzo dobrze argumentuje, to na chwilę obecną nie jestem w stanie wcielić w życie wszystkich jej porad. To bardzo diametralna i czasochłonna zmiana naszego życia. Ale jest sporo zasad, które wprowadziłam i staram się ich trzymać (mając przy tym nie raz skok w bok – taki słodyczoholik, jak ja nie jest w stanie odmówić sobie czasem czekolady, a w szczególności milki oreo :))

Książkowe ciekawostki:
1. Wiedzieliście, że istnieje coś takiego, jak „pszenny brzuch”? Że niby to nie piwo, a białe pieczywo jest głównym powodem tworzenia się potocznie nazywanego mięśniem piwnym, wystającego brzucha

2. Zwłoki zmarłych ludzi coraz wolniej się rozkładają (!?) – wpływ chemii na organizm ludzki.




Niżej moje małe podsumowanie tego, co wyniosłam i z czego korzystam przy wyborze i w przygotowywaniu jedzenia.

Co ograniczyłam bądź wykluczyłam:

- całkowicie wykluczyłam gotowe w szczególności sproszkowane jedzenie – żadnych zup instant, gotowych sosów

-  ograniczyłam mięso – nie dlatego, że chcę przejść na wegetarianizm, ale przede wszystkim dlatego, że trudno trafić na sprawdzonego ‘dostawcę’

- patrząc na etykiety unikam przede wszystkim glutaminianu sodu oraz wszystkich E-podobnych barwników

- odrzuciłam też biały cukier, kawę/herbatę słodzę jedynie miodem (oczywiście nie wrzucam go do wrzątku )

- wyeliminowałam napoje gazowane i słodzone, a dodatkowo jakiś czas temu w prezencie dostałam elektroniczną wyciskarkę do cytrusów – w kilka minut mam pyszny pomarańczowy, bądź grejpfrutowy sok, teraz na szczycie mojej wishlisty jest sokowirówka!



Co wprowadziłam:

- możliwie, jak najwięcej produktów staram się kupować z pewnego źródła, dlatego np. jajka, miód kupuję tylko ze znajomych, prywatnych gospodarstw (rodzice mieszkający na wsi to skarb )

- pieczywo ciemne, żytnie kupuję w sprawdzonej piekarni, w której zaznaczone jest, że chleb żytni tworzony był na naturalnym zakwasie. Wiecie, że pieczywo z hipermarketów jest jak większość ubrań z sieciówek – MADE IN CHINA? Przywożą im gotowe masy, które w Polsce są jedynie wypiekane.

- ograniczyłam mąkę pszenną, zastąpiłam ją np. przy tworzeniu naleśników zmielonymi płatkami owsianymi (Dagu dziękuję za pomysł!:*) – pycha!

- owoce i warzywa kupujemy z wyprzedzeniem w nadmiarze, nie tak, jak kiedyś dopiero wtedy, kiedy mieliśmy na nie ochotę. Teraz zawsze jest miska pełna owoców i warzyw. Codziennie rano blendujemy banany, czy też borówki z jogurtem i płatkami owsianymi, jako idealne, lekkie, ale syte i przede wszystkim zdrowe śniadanie.

- dużo zieleniny! Szpinak, Rukola, czy też liście Bazylii, przemycam wszędzie, gdzie się da, do sosów, kanapek

- pije dużo ziołowych herbat, bądź też zielonych liściastych

- przyglądam się uważnie, czy na produktach widnieje oznaczenie NO GMO

- zmiana zwykłego makaronu na żytni ekologiczny

- zasada im dłuższy termin ważności, tym gorzej sprawdza się w wielu przypadkach :) 


Tak, jak już jednak wspomniałam ideałem w kwestii jedzenia nie jestem, zdarza się skok w bok i wyjście na pizze, ale to jedyny ‘fast food’, po który sięgnę, w McDonaldzie teraz mogę skusić się ewentualnie na kawę ;-)).

Na koniec kilka słów o ostatnim odkryciu. Bo kiedy faktycznie czasu nie ma zbyt dużo, albo po prostu mamy tzw. dzień lenia, fajnie jest sięgnąć po coś gotowego i niesproszkowanego. Marwit (tak ten od jednodniowych soków) wymyślił gotowe zupy – krem, w których składzie faktycznie nie znajdziemy niczego sztucznego. 



Podsumowując, czytajmy etykiety i róbmy zakupy nie dokonując wyborów przypadkowych, dbajmy o to, co w siebie wrzucamy.  U wielu się to sprawdza, trzeba się wzajemnie motywować, żeby przy tym wytrwać. J Książkę polecam każdemu, można powiedzieć, że jest takim zimnym kubłem wody na głowę i otwiera oczy na wiele rzeczy, o których przynajmniej ja nie miałam pojęcia, albo na które nie zwracałam wcześniej uwagi. Czytaliście? Jakie są wasze wrażenia/postanowienia?

pzdr


Karola

1 komentarz: