Jakiś czas temu pisałam o tym, że warto sięgać po kosmetyki czytając ich etykiety. Tak samo ważne, można by powiedzieć, że nawet ważniejsze powinno być pilnowanie tego, co jemy. Pamiętaj: jesteś tym, co jesz! ;-)
Dziś kilka słów o widocznej na zdjęciu książce i jej wpływie na mój jadłospis. ZAMIEŃ
CHEMIĘ NA JEDZENIE - to lekcja Julity
Bator o tym, jak ograniczyć chemię
spożywczą w naszym życiu do minimum.
Książka
to bardzo precyzyjnie rozpisany poradnik, jak stworzyć zamienniki do tego, co
spotkamy w supermarketach. Autorka jest
mamą trójki dzieci, które z początku były bardzo chorowite. Szukając genezy
problemu, zaczęła wprowadzać w życie swojej rodziny spore zmiany w żywieniu,
które okazały się być zbawienne. Dzieci są zdecydowanie zdrowsze, a ona do dziś
już sama piecze chleb, tworzy własny keczup, czy majonez. W książce dzieli się
w swoim doświadczeniem nie tylko przedstawiając swoje przepisy, ale pisząc przy
tym sporo o tym, czego powinniśmy unikać,
i jaki może mieć to na nas wpływ.
Choć
w większości kwestii nie sposób się z autorką nie zgodzić, kiedy za każdym razem bardzo dobrze
argumentuje, to na chwilę obecną nie jestem w stanie wcielić w życie wszystkich
jej porad. To bardzo diametralna i czasochłonna zmiana naszego życia. Ale jest
sporo zasad, które wprowadziłam i staram się ich trzymać (mając przy tym nie
raz skok w bok – taki słodyczoholik, jak ja nie jest w stanie odmówić sobie
czasem czekolady, a w szczególności milki oreo :))
Książkowe
ciekawostki:
1.
Wiedzieliście, że istnieje coś takiego, jak „pszenny brzuch”? Że niby to nie piwo, a białe pieczywo jest
głównym powodem tworzenia się potocznie nazywanego mięśniem piwnym, wystającego
brzucha
2.
Zwłoki zmarłych ludzi coraz wolniej się rozkładają (!?) – wpływ chemii na
organizm ludzki.
Niżej
moje małe podsumowanie tego, co wyniosłam i z czego korzystam przy wyborze i w przygotowywaniu jedzenia.
Co ograniczyłam bądź wykluczyłam:
-
całkowicie wykluczyłam gotowe w szczególności sproszkowane jedzenie – żadnych
zup instant, gotowych sosów
-
ograniczyłam mięso – nie dlatego, że
chcę przejść na wegetarianizm, ale przede wszystkim dlatego, że trudno trafić
na sprawdzonego ‘dostawcę’
-
patrząc na etykiety unikam przede wszystkim glutaminianu sodu oraz wszystkich
E-podobnych barwników
-
odrzuciłam też biały cukier, kawę/herbatę słodzę jedynie miodem (oczywiście nie
wrzucam go do wrzątku )
- wyeliminowałam napoje gazowane i słodzone, a dodatkowo jakiś czas temu w prezencie
dostałam elektroniczną wyciskarkę do cytrusów – w kilka minut mam pyszny
pomarańczowy, bądź grejpfrutowy sok, teraz na szczycie mojej wishlisty jest sokowirówka!
Co wprowadziłam:
-
możliwie, jak najwięcej produktów staram się kupować z pewnego źródła, dlatego
np. jajka, miód kupuję tylko ze znajomych, prywatnych gospodarstw (rodzice
mieszkający na wsi to skarb )
-
pieczywo ciemne, żytnie kupuję w sprawdzonej piekarni, w której zaznaczone jest,
że chleb żytni tworzony był na naturalnym zakwasie. Wiecie, że pieczywo z
hipermarketów jest jak większość ubrań z sieciówek – MADE IN CHINA? Przywożą im
gotowe masy, które w Polsce są jedynie wypiekane.
-
ograniczyłam mąkę pszenną, zastąpiłam ją np. przy tworzeniu naleśników
zmielonymi płatkami owsianymi (Dagu dziękuję za pomysł!:*) – pycha!
-
owoce i warzywa kupujemy z wyprzedzeniem w nadmiarze, nie tak, jak kiedyś dopiero wtedy, kiedy
mieliśmy na nie ochotę. Teraz zawsze jest miska pełna owoców i warzyw. Codziennie
rano blendujemy banany, czy też borówki z jogurtem i płatkami owsianymi, jako
idealne, lekkie, ale syte i przede wszystkim zdrowe śniadanie.
-
dużo zieleniny! Szpinak, Rukola, czy też liście Bazylii, przemycam wszędzie,
gdzie się da, do sosów, kanapek
-
pije dużo ziołowych herbat, bądź też zielonych liściastych
-
przyglądam się uważnie, czy na produktach widnieje oznaczenie NO GMO
-
zmiana zwykłego makaronu na żytni ekologiczny
- zasada im dłuższy termin ważności, tym gorzej sprawdza się w wielu przypadkach :)
Tak,
jak już jednak wspomniałam ideałem w kwestii jedzenia nie jestem, zdarza się
skok w bok i wyjście na pizze, ale to jedyny ‘fast food’, po który sięgnę, w
McDonaldzie teraz mogę skusić się ewentualnie na kawę ;-)).
Na
koniec kilka słów o ostatnim odkryciu. Bo kiedy faktycznie czasu nie ma zbyt
dużo, albo po prostu mamy tzw. dzień lenia, fajnie jest sięgnąć po coś gotowego
i niesproszkowanego. Marwit (tak ten od jednodniowych soków) wymyślił gotowe zupy –
krem, w których składzie faktycznie nie znajdziemy niczego sztucznego.
Podsumowując,
czytajmy etykiety i róbmy zakupy nie dokonując wyborów przypadkowych, dbajmy o
to, co w siebie wrzucamy. U wielu się to
sprawdza, trzeba się wzajemnie motywować, żeby przy tym wytrwać. J Książkę polecam każdemu, można powiedzieć, że jest
takim zimnym kubłem wody na głowę i otwiera oczy na wiele rzeczy, o których
przynajmniej ja nie miałam pojęcia, albo na które nie zwracałam wcześniej uwagi. Czytaliście? Jakie są wasze
wrażenia/postanowienia?
pzdr
Karola
Mam ją, jest świetna! Dużo cennych wskazówek :)
OdpowiedzUsuń